Przygody Piotra Piotrkowskiego i jego wiernego kompana pieska Dżońcio, którzy rozwiązują fascynujące zagadki związane z historią Łodzi, stawiają czoła kolejnym przeciwnościom, a przy okazji poznają ważne miejsca na mapie miasta. Akcja rozpoczyna się podczas spaceru. Piotrek Piotrkowski i Dżoncio zauważają, że zniknął gdzieś słynny Jednorożec. Postanawiają go odszukać. Pomóż im. WGRAJ ŁÓDŹ!
„Przygody Piotrka Piotrkowskiego” to gra internetowa zrealizowana w ramach zadania „wGraj Łódź”. Skierowana jest do dzieci przedszkolnych i szkolnych. Razem z Piotrkiem Piotrkowskim młodzi internaci odkryją Łódź jakiej jeszcze nie znali. „wGraj Łódź” to:
- trzy poziomy trudności
- misje specjalne
- ciekawostki
- emocje towarzyszące przygodzie, jaką jest odkrywanie Łodzi.
Celem projektu jest rozbudzenie wśród dzieci ciekawości związanej z poznawaniem historii Łodzi i bliższe poznanie miejsca swego zamieszkania. Głównym bohaterem jest chłopiec – Piotrek Piotrowski, wraz z którymi młodzi internauci odkrywać będą poszczególne dzielnice miasta, historycznie i charakterystyczne dla Łodzi miejsca.
Gra powstała także z myślą o nauczycielach - jako narzędzie edukacyjne, a także z myślą o wszystkich tych, którzy pragnąć poznać to wyjątkowe miasto i je odwiedzić.
DOSTĘPNOŚĆ
Gra zrealizowana w ramach projektu "wGRAJ ŁÓDŹ" jest pomyślana tak, by mogły w nią zagrać także dzieci z deficytami poznawczymi (jak np. spektrum autyzmu), dysfunkcjami słuchu oraz wzroku, a także z niepełnosprawnościami ruchowymi nie blokującymi motoryki kończyn górnych.
- Poprzez utrzymanie plam barwnych w wygaszonych kolorach – nie pogłębia nadpobudliwości dzieci z deficytami poznawczymi.
- Dwa warianty narracji - głosowa i pisemna - umożliwią rozgrywanie dzieciom z dysfunkcjami wzroku i słuchu, ale także tym, które mają problemy z czytaniem lub nie potrafią czytać.
- Posiadała wtyczkę umożliwiającą zdjęcie barw z obrazu, przez co jej użytkownikami będą mogły być również osoby z problemami wzrokowymi.
- Spełnia normy WCAG 2.1.
REALIZACJA:
- Producentem gry jest Ośrodek Kultury Górna w Łodzi
- Pomysł i koncepcja: Agata Dawidowicz
- Scenariusz: Just Lodz Justyna Tomaszewska, Michał Adamiak
- Redakcja: Agata Dawidowicz
- Projekty graficzne: Jacek Osiecki
- Lektor: Piotr Jeleń
- Produkcja: Venom Project Karol Kępa
- Projekt „wGraj Łódź - gra internetowa dla dzieci” dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu „Kultura w sieci”.
Ośrodek Kultury Górna w Łodzi to lokalny ośrodek aktywności twórczej i edukacji kulturalnej.
Nazwa Ośrodka pochodzi od nazwy dzielnicy Łódź-Górna, gdzie mieści się jego siedziba.
Jesteśmy nowoczesnym domem kultury. Współpracujemy, współtworzymy, współdziałamy. Oddajemy głos mieszkańcom. Szczególnie chętnie działamy plenerowo – w ogrodzie Ośrodka Kultury Górna i na terenie łódzkich osiedli i podwórek. Wzmacniamy więzi rodzinne i sąsiedzkie.
Naszą specjalnością są autorskie programy z zakresu edukacji kulturowej oraz familijne wydarzenia animacyjne. Kieruje nami przekonanie, że aktywność kulturalna jest ważnym obszarem integracji społecznej i przestrzenią budowania kapitału społecznego.
Ośrodek Kultury Górna
ul. Siedlecka 1, 93-138 Łódź
https://www.facebook.com/OsrodekKulturyGorna/
tel. 42 684 66 47, 501 180 589
mail: sekretariat@gorna.pl
































Piotrek Piotrkowski nie lubił tego, jak się nazywa.
Miał już 10 lat i mieszkał w Łodzi przy… ulicy Piotrkowskiej.
Już chyba rozumiecie, czemu to śmieszne.
Piotrek miał siostrę, Jagodę, która dużo wiedziała o Łodzi,
jednak najlepszym przyjacielem Piotrka był pies Dżońcio.
Dżońcio imię odziedziczył po psie Juliana Tuwima, znanego poety.
Uwielbiali razem spacerować i rozwiązywać zagadki.
Było dokładnie tak, jak w wierszu:
„Codziennie w kącie kanapy siadam, I z moim Dżońciem gadam i gadam.
Gadam i gadam, a Dżońcio milczy, Lecz mnie rozumie piesek najmilszy.”


Julian Tuwim – Dżońcio
Mój piesek Dżońcio – oto go macie –
To mój największy w świecie przyjaciel.
Codziennie w kącie kanapy siadam
I z moim Dżońciem gadam i gadam.
Gadam i gadam, a Dżońcio milczy,
Lecz mnie rozumie piesek najmilszy.
Dziś mówię: „Dżońciu! Pomówmy o tem,
Żebyś od jutra był naszym kotem.
Będziesz pił mleko i łapał myszy…”
Dżońcio udaje, że mnie nie słyszy.
„Albo zrobimy z ciebie niedźwiedzia
I będziesz w klatce żelaznej siedział!
Nie będzie szynki, schabu tłustego...”
Dżońcio udaje głuchoniemego.
„Albo zostaniesz... koniem, powiedzmy...
Chcesz owsa?...” (Dżońcio jest nieobecny).
Jeśli nic nie chcesz, to wiesz, co zrobię?
Sklep z kiełbaskami otworzę sobie.
(Dżońcio już uszy nastawił sztorcem,
Słucha)... a z ciebie zrobię dozorcę,
Żeby nie skradli kiełbas złodzieje!”
Dżońcio się łasi, Dżońcio się śmieje!
Piotrek i Dżońcio poszli na spacer. Jak zawsze, szli do Jednorożca.
Okazało się, że go nie ma! Postument pod pomnikiem był pusty!
Na postumencie leżała karta. Było na niej coś napisane.
Piotrek przeczytał na głos:
– "Przez Lody Ania Coś Więcej Orki Lisa Nie Owiła Śledzia Co Idzie".
To nie ma sensu! – Dżońcio szczeknął…
– Hmm, myślisz, że jest to zaszyfrowana wiadomość? Masz rację, piesku!
Pomóż Piotrkowi rozszyfrować wiadomość.
Wpisz rozwiązanie w polu tekstowym i wciśnij przycisk "ROZSZYFRUJ WIADOMOŚĆ"
Przez Lody Ania Coś Więcej Orki Lisa Nie Owiła Śledzia Co Idzie
Jak dobrze, że w Łodzi są riksze! Po chwili byli na placu Wolności.
Musieli znaleźć kolejną wskazówkę.
Obeszli plac Wolności dookoła – nic. Jeszcze raz - nadal nic.
Nagle Dżońcio szczeknął i spojrzał na dach jednej z kamienic.
Na górze leżał Lew, który patrzył na nich leniwie, ziewnął i powiedział:
– Długo jeszcze będziecie tak chodzić dookoła?
– Dzień dobry! Wie może Lew, gdzie jest Jednorożec?
– Ja...Nie wiem... Ale wiem, kto może wiedzieć.
Powiem wam, jeśli mi w czymś pomożecie.
– Pewnie!
– Otóż... Na środku placu Wolności stoi statua, ale nie Wolności.
Jest to pomnik Tadeusza Kościuszko. Mam tu zdjęcie tego placu.
I coś mi tu nie pasuje...
Pomóż Piotrkowsi znaleźć niepasujące elementy.
Po wykonaniu zadania przyjaciele wrócili do Lwa.
– Brawo... Dobra robota. Macie tu ode mnie coś ważnego.
Podał im kartkę z numerem 1.
– Jeśli chcecie znaleźć Jednorożca, idźcie w stronę Starego Rynku.
Tam spotkacie Pana Śledzia. On wam powie coś więcej.
Tylko bądźcie wobec niego bardzo uprzejmi.
Pan Śledź jest starej daty.
Park Śledzia to tak naprawdę Park Staromiejski.
Piotrek wiedział o tym od Jagody.
Dawno temu znajdował się tu targ rybny, na którym sprzedawano śledzie.
To dlatego mówi się, że to Park Śledzia.
Bywało tu wielu Żydów, Niemców, Polaków i Rosjan.
Wszyscy razem tworzyli to miasto.
– Wiesz, Dżońcio, że oni razem wybudowali w Łodzi kościoły,
szkoły, szpitale. Wspólnie pracowali i rozwijali to miasto!
Dżońcio szczeknął wesoło w odpowiedzi.
Trzeba znaleźć Pana Śledzia. W parku nie ma targu, nie ma też morza,
gdzie zazwyczaj mieszkają śledzie…
Co tu robić…?
Piotrek i Dżońcio zaglądali przez Oko Śledzia,
przez które widać rzekę Łódkę.
To dzięki tej rzece pracowało kilka fabryk, też fabryka Izraela
Poznańskiego, czyli Manufaktura.
– Szanowny Panie Śledziu. Czy zaszczyci Pan nas chwilą rozmowy?
– Kto mnie woła? Dobrze słyszę? Przedstaw się młody człowieku.
– Ja jestem Piotrek. Piotrek Piotrkowski.
A to jest mój pies, Dżońcio.
– Piotrek Piotrkowski! Pięknie się nazywasz, młodzieńcze.
Tak po łódzku!
Pierwszy raz w życiu komuś podobało się jego nazwisko!
– Panie Śledziu, szukamy Jednorożca. Wie Pan, gdzie on może być?
– Wiem, że zabrali go jacyś ludzie. O, tutaj zostawili kartkę.
Niestety zgubiłem okulary i nie mogę tego przeczytać.
– To rebus… - powiedział cicho Piotrek.
Pobiegli do Pasażu Róży. Piotrek nigdy wcześniej tu nie był.
Podwórko wyglądało przepięknie, jak kryształowa szkatułka.
Zachwycił się mnóstwem lusterek. Pięknie mieniły się w słońcu.
Pomyślał, że to podwórko jest układanką z puzzli
- z wielu małych elementów powstaje większa całość.
Tak samo jest z jego zadaniem.
Musi je rozwiązać i wtedy znajdzie odpowiedź.
W ten sposób znaleźli się na Rynku Bałuckim.
Kiedyś można było tu kupić naprawdę wszystko.
Piotrek chodził między straganami i nie wiedział, co dalej robić.
Czy gdzieś tutaj ma szukać Jednorożca?
Nagle poczuł, że jest głodny.
Podszedł do stoiska i kupił żulika.
Z pustym żołądkiem przecież ciężko się myśli.
Jak myślicie, co to jest żulik?
Najedzeni, ruszyli w dalszą drogę. Po drodze spotkali znajomego Pana.
– Jak wasze poszukiwania Jednorożca?
– Nadal szukamy, drogi Panie Śledziu. Masz może dla nas jakąś wskazówkę?
– Mam dla Was kolejne zadanie. Spotkamy się w Manufakturze.
Pan Śledź czekał na nich w studzience na środku manufakturowego rynku.
– Piotrze, czy wiesz co tu się kiedyś znajdowało?
– Tak, tu znajdowała się fabryka.
– Zgadza się. To była jedna z największych fabryk w Łodzi.
Jej właścicielem był Izrael Poznański.
Pod rynkiem płynie rzeka Łódka. Niegdyś pływał w niej mój praśledź.
Teraz jest tu najdłuższa fontanna w Polsce. Niestety chyba się popsuła.
Czy pomożesz ją naprawić?
Pomóż naprawić fontannę.
Spraw, żeby na rynku Manufaktury pojawiła sie woda.
Usuń niepotrzebne zabawki.
Pan Śledź wskoczył uradowany do fontanny.
– Wspaniale. Znowu wszystko działa. Dziękuję za pomoc.
W nagrodę mam dla was podpowiedź.
Przypomniałem sobie, że te osoby, które zabrały Jednorożca, mówiły coś
o kryjówce na Polesiu. Udajcie się tam.
Na Polesiu spotkacie mojego przyjaciela, Konia.
Na pewno go zauważycie. Patrzcie w górę, na dachy budynków.
Koń wam pomoże.
Piotrek i Dżońcio wsiedli w tramwaj, który zawiózł ich
na ulicę Kopernika. Tam zobaczyli Konia.
Stał dumnie na szczycie lecznicy „Pod Koniem” już od 130 lat!
Piotrek opowiedział jemu całą historię o poszukiwaniach Jednorożca.
Koń poważnie się zmartwił:
– Jednorożec to mój daleki kuzyn. Musimy go odnaleźć.
Wskakujcie na mój grzbiet. Z góry wszystko lepiej widać.
Wzbijemy się nad Kominogród.
– A gdzie to jest? – zapytał Piotrek.
– Kominogród to Łódź, głuptasku. Tak Tuwim nazwał nasze miasto,
gdyż było tu mnóstwo kominów!
I polecieli. Co to był widok! Łódź z góry okazała się bardzo zielona.
– Do ZOO – wykrzyknęli wszyscy – Tam może być Jednorożec!


Lecznica Pod Koniem
Koń pilnuje lecznicy od 1891 roku.
W lecznicy działał pierwszy szpital dla zwierząt, wyposażony w najnowocześniejszy sprzęt do ratowania koni.
O koniu na dachu lecznicy pisał Julian Tuwim.
Prawdopodobnie widział go z okna swojego mieszkania.
Wyobrażał go sobie jako mitycznego pegaza
- konia ze skrzydłami.
W ZOO panowało ogromne poruszenie.
Piotrek podszedł do kapibary, która kąpała się w gorącej wodzie.
Zapytał ją o Jednorożca.
Odpowiedziała: – Leżę w wannie. Zapytaj kogoś innego.
Na drążku siedziała dumna i mądra Sowa.
– Przepraszam, Pani Sowo, czy widziała Pani może Jednorożca?
– Konia z rogiem? Ano widziałam, hu-hu.
W nocy go przyprowadzili jacyś ludzie.
Powiedzieli, że to najlepsza kryjówka, hu-hu... Ale nie mieli racji.
Pracuje tu Pan Miecio. On trzy razy dziennie liczy wszystkie zwierzęta.
Od razu zorientował się, że coś tu nie pasuje.
No więc tamci go zabrali. Mówili coś o wielkich, hu-hu…, magazynach.
Wiecie, gdzie to może być?
Koń już się domyślił, o czym mówi Sowa.
– Dziękujemy, Pani Sowo.
Piotrku i Dżonciu, wsiadajcie na mój grzbiet. Lecimy dalej.
– Ale dokąd teraz? – zapytał Piotrek.
– Na Widzew, Piotrku. A dokładniej, na Księży Młyn.
Tam są wielkie magazyny pofabryczne.
Jest tam też Koci Szlak.
Wszędobylskie koty na pewno będą wiedziały coś więcej.
Na grzbiecie rumaka trafili na Księży Młyn raz, dwa!
Przemieszczając się nad dachami kamienic, podziwiali miasto.
Łódź z tej perspektywy była naprawdę zachwycająca.
Patrzyli na przechodniów i na kamienice na ulicy Łąkowej, Lipowej
i Zielonej. W Łodzi niektóre ulice i miejsca naprawdę bardzo ciekawie
się nazywają.
Koń wylądował na Kocim Szlaku. Tak się nazywa jedna z uliczek
blisko fabryki największego fabrykanta - Karola Scheiblera.
– Piotrku i Dżońciu, ja muszę już wracać. Do zobaczenia!
Macie tu ode mnie małą kartkę. Schowajcie ją dobrze!
– Dziękujemy, Koniu! Do zobaczenia.
Na środku Kociego Szlaku siedziała czarna jak węgiel kocica.
– Miau. Długo na was czekałam – powiedziała dość nadąsana.
Dżońcio, jak każdy pies, nie przepadał za kotami. Nie ufał im.
– Pfff – fuknął.
– Idziemy na spacer. Za mną – powiedziała Kotka.
O, to jest ta fabryka. Produkowano tutaj bawełnę.


Księży Młyn
Księży Młyn to osiedle, które nazywane było „miastem w mieście”.
Były tu domy, fabryka, szpitale, żłobki i szkoły i sklepy. Wszystko na wyciągnięcie ręki.
Fabryka Karola Scheiblera była największym przedsiębiorstwem włókienniczym w Łodzi.
Jego pracownicy mieszkali w specjalnie wybudowanych budynkach wielorodzinnych
- tak zwanych familokach.
Famuły to po łódzku domy dla pracowników fabryki, zwane również domami familijnymi.
Jest ich tutaj bardzo dużo.
Największa kamienica przy Piotrkowskiej należała do Karola Scheiblera, szukaj jej pod numerem 11.
– Pfff – prychnęła Kotka z pogardą. – To jest wielki magazyn,
ale klucz do niego zakopał dawno temu Karol Scheibler,
podobno gdzieś w Parku Źródliska.
– Ja bym chętnie poszukał – powiedział Piotrek. – Pójdziesz z nami?
Kocica zdecydowanym miauknięciem wyraziła zgodę.
Szli wzdłuż famuł. Kiedyś mieszkali tu pracownicy fabryki.
Famuły to słówko z łódzkiej gwary. Tylko łodzianie wiedzą, o co chodzi.
Legenda o Parku Źródliska mówi, że pod jedną z płaczących wierzb
Karol Scheibler zakopał skarb.
Kiedy ktoś zbliża się do drzewa, wierzba zaczyna bić gałęziami.
Piotrek wypatrzył płaczącą wierzbę, która stała w parku,
a konkretnie w stawie, na środku którego jest mała wyspa.
Dżońcio wskoczył do wody, dopłynął do wysepki
i zaczął kopać w ziemi. Wtem wierzba zaczęła wymachiwać gałęziami.
– Kop dalej, piesku! – wołał Piotrek.
Dżońcio szczeknął radośnie. Już trzymał w pyszczku wykopaną
małą szkatułkę. – Kochany piesku, odkryłeś skarb Scheiblera!
– Miau, miau, odważny jesteś – powiedziała Kotka.
Zajrzeli do środka szkatułki. Były tam jakieś kartki z nutami.
Piotrek nie ukrywał rozczarowania. Inaczej wyobrażał sobie skarb.
Za to Kotka była podekscytowana. – To jest jakiś utwór, zagrajcie go.
Kto mógłby im pomóc w zagraniu tego utworu?
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
Dobrze wiedzieli, gdzie szukać wsparcia.
Całą trójką pobiegli na ulicę Piotrkowską
- do pomnika Artura Rubinsteina.
Kotka słuchała urzeczona.
– To najpiękniejsza melodia świata, miau, miau...
Jestem pod wrażeniem, miau.... Ty, pies, też jesteś w porządku. Łapa!
Dżoncio i Kotka podali sobie łapę na znak zgody i wzajemnej sympatii.
To dowód na to, że muzyka naprawdę łagodzi obyczaje i gasi spory.
– Zanim pójdę z powrotem do siebie, na Koci Szlak, dam wam radę.
Pan Rubinstein to mądry człowiek.
Jeśli chcecie znaleźć Jednorożca, porozmawiajcie z nim.
Warto to zrobić, nawet jeśli macie wrażenie, że... trzeba mówić do ściany
i nawet, gdy wydaje się wam, że Pan Rubinstein
jest zupełnie niepoważny i robi do was śmieszne miny.
Aha! Prawie bym zapomniała. Mam tu dla was tę kartkę.
Pilnujcie jej jak oka w głowie. Powodzenia, miau, miau…!
Artur Rubenstein.... ściana.... śmieszne miny.....
Piotrek nie miał wątpliwości, dokąd trzeba iść.
Jeśli ściana - to mural! Jeśli mural z Arturem Rubinstein - to ten na Traugutta!
Na ulicy Traugutta, w miejscu,
w którym krzyżuje sie ona z ulicą Sienkiewicza,
znajduje się najbardziej kolorowy z łódzkich murali.
Wybitny pianista figlarnie uśmiecha się z jednej ze ścian kamienic.
Jak z nim porozmawiać?
Najlepiej - malując!
Uśmiechnięty Pan Rubinstein westchnął i powiedział:
– Dziękuję za pomoc. Wreszcie wyglądam w miarę normalnie.
Ktoś mi tu zrobił głupi dowcip.
Czy mogę się wam jakoś odwdzięczyć?
– Tak. Może widział Pan tu w okolicy
jakichś podejrzanych ludzi z łódzkim Jednorożcem?
– O tak, widziałem, szli tędy. Wyglądali tak, jakby coś ukrywali.
– A może wie Pan, dokąd poszli? Szukamy Jednorożca, którego oni zabrali.
– Nie wiem, dokąd poszli, ale słyszałem, że rozmawiali o jakiejś „rudej Klarze”.
Może wam to coś mówi?
– Ruda Klara... Brzmi to dość tajemniczo....
Może coś nam Pan jeszcze podpowie?
Pan Rubenstein zamilkł, a odpowiedzią na to pytanie
była tylko jego zwariowana muralowa mina.
Ruda Klara... Brzmiało to bardzo tajemniczo. Kto to może być? Albo co?
Piotrek myślał i myślał. Najlepiej mu się myśli w ruchu, więc wskoczył na rower,
a Dżońcio wskoczył do rowerowego koszyka.
Jeździł, jeździł i….wyjeździł!
Ruda...Ruda Pabianicka...Klara...
Na Rudzie Pabianickiej jest przecież willa Klara!
– Halo – powiedział po cichu Piotrek – jest tu kto?
Dżońcio cały czas pracował nosem przy ziemi, nagle coś wyczuł
i pobiegł za dom. Piotrek za nim.
Pies coś znalazł! To kawałek pomnika Jednorożca.
Piotrek wziął ten metalowy fragment do ręki i wtedy odkrył mapę.
W jednym miejscu na mapie zaznaczony był duży czerwony krzyżyk.
– To jest mapa Łodzi! A ten krzyżyk to zaznaczony punkt na mapie!
Musimy się tam udać!
Na mapie czerwonym krzyżykiem zaznaczona była fabryka Ossera.
Piotrek dobrze znał to miejsce, niedaleko mieszkali jego dziadkowie.
Ta fabryka znajduje się na rogu ulic Kilińskiego i Przybyszewskiego.
W okolicy znajduje się też dom kultury, Ośrodek Kultury Górna,
w którym on i dziadkowie często bywali na różnych fajnych zajęciach.
Piotrek miał przeczucie, że w fabryce Ossera będzie kolejny trop
i że są już bardzo blisko odnalezienia Jednorożca.
Wszedł do fabryki i od razu rzuciła mu się w oczy wielka kłódka
zamykana na kod. Jak ją otworzyć? Jakie to mogą być cyfry….?
Nagle zdał sobie sprawę z tego, że przecież każda ze spotkanych
po drodze postaci dała mu „bardzo ważną kartkę” z jakimś numerem.
– Moi kochani przyjaciele! Oni to wszystko przewidzieli!
Na tych kartkach jest kod dostępu do kłódki!
W którym roku nadano Łodzi prawa miejskie?
Udało się!
Jednorożec był uradowany, zobaczył wreszcie kogoś przyjaznego.
– Cieszę się, że mnie odnalazłeś. Ale teraz musimy stąd uciekać.
Ci ludzie, którzy mnie ukradli, zaraz wrócą.
– Biegnijmy do Ośrodka Kultury Górna! Tam zawsze jest ktoś sympatyczny.
Uciekali, ile sił w nogach, szybko, byle dalej.
W bramie domu kultury wyglądał już na nich ogrodowy Miś Otto.
Zawołał do biegnących za nimi łobuzów:
– Co to ma być! Myślicie, że wszystko wam wolno!
Jednorożca zachciało się ukraść!
Na widok ożywionego Otto Misia złodzieje zaczęli się tłumaczyć:
– Myśleliśmy, że nikt nie zauważy, że on zniknął.
Chcieliśmy go sprzedać. Bylibyśmy bogaci…
– Tak nie wolno! To jest rzeźba! Symbol! O kulturę trzeba dbać!
A nie robić z nią byle co, co się chce!
Piotrek mocno wyściskał Ottona:
– Misiu, skąd wiedziałeś, że tu przybiegniemy?
– Mam tu małego pomocnika, który mi o wszystkim opowiedział.
Pokaż się, Stasiu.
Mały wróbelek sfrunął z drzewa i przedstawił się:
– Jestem Staś, wróbelek. Znam Łódź z lotu ptaka.
Lubię obserwować miasto i jego mieszkańców.
Widziałem was z daleka. Ostrzegłem Misia, że potrzebujecie pomocy.
– Dziękujemy, wróbelku Stasiu i Misiu Ottonie.
A teraz musimy odprowadzić Jednorożca na swoje miejsce.
Bez niego jest tam tak pusto...
Przy ulicy Piotrkowskiej, obok Stajni Jednorożców, czekali już na nich
Lew, Koń, Kotka i Pan Śledź. Byli ciekawi, jak skończyła się ta historia.
Jednorożec wrócił bezpiecznie na miejsce, gdzie cieszy
łodzian i turystów. Każdy chce mieć z nim zdjęcie!
Piotrek zerwał się na równe nogi:
– Dżońcio! Nie uwierzysz co mi się śniło!
Opowiedział wszystko pieskowi - jak szukali razem Jednorożca,
jak rozmawiali z Lwem z Nowomiejskiej, jak poznali Śledzia,
jak lecieli na Koniu i szukali skarbu z Kotką z Księżego Młyna,
jak grali z Arturem Rubinsteinem i jak uratował ich Miś Otto z Górnej…
– Idziemy na spacer. Zobaczymy czy Jednorożec jest na swoim miejscu.
Aha, bardzo lubię swoje imię i nazwisko! Od dzisiaj noszę je z dumą!
Nikt nie nazywa się bardziej po łódzku ode mnie!
Piotrek i Dżońcio doszli do Jednorożca, który stał na swoim miejscu,
tak jak zawsze. Wyglądał pięknie, jakby rozpływał się w powietrzu.
Piotrek był niemal pewny, że posąg puścił do niego porozumiewawcze oko.
Czy to wszystko mogło wydarzyć się naprawdę?
Brawo! Jednorożec odnaleziony!
Udało Ci się zakończyć grę z sukcesem.
Dziękujemy za Twój udział w zabawie.
Poznawaj i odkrywaj Łodź.
To miasto kryje wiele niesamowitych historii.






